
Grafen nazywany materiałem przyszłości znajdzie zastosowanie w wielu dziedzinach naszego życia. Jednak zanim będziemy mogli skorzystać z tego cudownego materiału naukowcy muszą opracować wydajną i tanią technikę jego produkcji. W czołówce wyścigu o to, kto pierwszy tego dokona są Polacy. Niestety w tym momencie, prawdopodobnie przez polityczne układy i walkę o stanowiska, Polska może wypaść z tych zawodów.
Grafen to postać węgla, przypominająca kształtem plaster miodu. Ta struktura o grubości jednego atomu ma niespotykane w innych materiałach właściwości. Grafen jest bardzo wytrzymały, a równocześnie elastyczny. Lekki i przezroczysty, ale odporny na działanie sił zewnętrznych. Doskonale przewodzi prąd i ciepło.
Zakusy na jego wykorzystanie ma wiele gałęzi przemysłu. Największe nadzieje są z nim wiązane w dziedzinie zbrojeniowej, energetycznej i elektronicznej. Przewiduje się, że w najbliższym czasie wyprze on z układów elektronicznych krzem.
W tym momencie trwa na świecie wyścig kto opracuję najlepszą metodę produkcji tego materiału. Jednym z liderów tego wyścigu jest Instytut Technologii Materiałów Elektronicznych (ITME) w Warszawie. ITME potrafi wyprodukować duże kawałki niedrogiego grafemu i przy tym zachować jego bardzo dobrą jakość.
Pracami zespołu kierował dyrektor Instytutu i pionier badań nad grafemem w Polsce, doktor Zygmunt Łuczyński.
Jednak w tym momencie ciągłość prac i utrzymanie dotychczasowego rytmu pracy może być zagrożone przez dziwne zamieszanie przy wyborze nowego dyrektora Instytutu. Sprawa śmierdzi tutaj polityką.
Fragmenty z artykułu „Ludowców gra grafemem”, Tomasz Rożek.
„Doktorowi Łuczyńskiemu kilka miesięcy temu kończyła się kadencja dyrektorska i starając się o kolejną, wystartował w ogłoszonym konkursie. Wraz z nim do konkursu stanęło jeszcze trzech innych kandydatów. Każdy z nich odpadł jednak na kolejnych etapach procedury konkursowej. Konkurs sprzed kilku miesięcy wygrał więc bezapelacyjnie dotychczasowy szef Instytutu, dr Zygmunt Łuczyński. Tą wygraną potwierdziła odpowiednią uchwałą Komisja Konkursowa, a Rada Naukowa Instytutu skierowała do Ministra Gospodarki pismo z rekomendacją i prośbą o powołanie nowego (starego) dyrektora na kolejną kadencję.
Mimo tej wygranej, doktor Łuczyński dyrektorem jednak nie został, bo jego nominacji nie podpisał Minister Gospodarki, Janusz Piechociński z PSLu. Nie pomogło to, że do ministra zwróciła się z prośbą o podpisanie nominacji Rada Naukowa Instytutu oraz Rada Główna Instytutów Badawczych. Nie pomogło nawet to, że na biurku ministra znalazł się list podpisany przez 190 pracowników Instytutu popierających swojego poprzedniego dyrektora. W liście do premiera Piechocińskiego, szef Rady Głównej Instytutów Badawczych pisał, że Rada wyraża pogląd, że konkurs na stanowisko dyrektora instytutu badawczego ITME został przeprowadzony zgodnie z obowiązującymi wymaganiami prawnymi. A potem dodawał: „Rada Główna Instytutów Badawczych popiera stanowisko Rady Naukowej ITME. W imieniu Rady Głównej zwracam się do Pana Premiera o reasumpcję odmowy powodłania dr. Zygmunta Łuczyńskiego na stanowisko dyrektora ITME”.
Premier Piechociński zdania jednak nie zmienił.
Dlaczego? Otóż ministerstwo twierdzi, że zostały złamane procedury, bo nie wszyscy kandydaci przeszli pełną ścieżkę konkursową. To prawda, ale to nie jest niezgodne z prawem. Nie wszyscy kandydaci dotrwali do końca procedury konkursowej, bo odpadli wcześniej.
Pomijając nazwiska (choć te są w dokumentach zamieszczonych poniżej), jeden z panów odpadł na egzaminie z angielskiego. Jego wiadomości były zdaniem komisji konkursowej dużo poniżej tych, które deklarował w dokumentach.
Drugi kandydat zrezygnował, gdy trzeba było podzielić się z komisją swoją wizją na temat rozwoju i przyszłości instytutu.
Trzeci nie dopełnił formalności przy zgłoszeniu swojej kandydatury i dlatego komisja w ogóle nie rozpatrywała jego podania.
Ministerstwo Gospodarki postawiło na swoim i po unieważnieniu konkursu, rozpisało nowy. Dotychczasowy dyrektor – doktor Łuczyński – przepadł, szefem Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych został były prezes Grupy Azoty (Kędzierzyn Koźle) Ireneusz Marciniak. – O tej osobie mówiło się jak o kandydacie forsowanym przez ministerstwo gospodarki – powiedział mi dr Zygmunt Łuczyński. Ireneusz Marciniak był związany z różnymi spółkami skarbu państwa od kilkunastu lat”.
ITME dysponuje najnowszym sprzętem oraz ma dostęp do bardzo dużych funduszy oraz kontaktów biznesowych. Przez to stał się łakomym kąskiem do przejęcia. Zawirowania na stanowisku dyrektorskim mogą doprowadzić do rozsypania się jednego z najlepszych w Europie zespołów i tym samym do zmarnowania szansy na polski grafen.
Więcej w filmie Nauka. To lubię:
Źródło: Nauka. To Lubię