
Wulkan Bromo – turystyczna wizytówka Indonezji, jest miejscem jednej z najbardziej niezwykłych ceremonii jakie miałam okazję zobaczyć.
Mało kto zapytany o największy kraj muzułmański na świecie, udzieli prawidłowej odpowiedzi która brzmi: Indonezja. Ten kolos, z imponującą, prawie 250 milionową populacją, jest krajem w którym prawie 90% to wyznawcy islamu, pozostałe religie stanowią jedynie mniejszości. Jedną z takich mniejszości jest lud Tanggerese. Ci przesympatyczni, drobniuteńcy górale zamieszkujący okolice wulkanu Bromo, są wyznawcami hinduizmu, przypominającego bardziej hinduizm balijski, niż ten, który miałam okazję zobaczyć w Indiach.
Co roku, 14 dnia miesiąca Kasada w lunarnym kalendarzu hinduistycznym, Tanggerese zbierają się, aby po wspólnej całonocnej modlitwie w świątyni Pura Luhur Poten, wzniesionej na polu wulkanicznym, udać się do krateru i wrzucić do niego dary. Ma to przebłagać bogów i uchronić ich przed wybuchem. Tradycja ta ma korzenie w legendzie, wywodzącej się z czasów, kiedy wyznawcy hinduizmu, podczas islamskiej inwazji Jawy, zostali zmuszeni do ucieczki w góry. Do tej pory wszystko brzmi nad wyraz logicznie, gdzie więc tkwi haczyk?

Autorka w trakcie podróży na wulkan Bromo
Tutaj do głosu dochodzi dość bezduszna ekonomia. Rejon ten, mimo swoich niezwykłych walorów turystycznych, należy do najbiedniejszych w Indonezji. Na dzień przed ceremonią, rozgrywa się walka o jak najlepsze miejsca. Muzułmanie z okolicznych wiosek, osuwając się po stromym zboczu krateru, okopują się i z siatkami przypominającymi te do łapania motyli, zrobionymi najczęściej z worków po nawozie, usiłują złapać wrzucane do niego dary.

Ceremonia na Bromo. fot. Marta Śliwińska
A wrzucane jest dosłownie wszystko! Ryż zawinięty w liście palmowe, ziemniaki, marchewki, szczypiorek, kabaczek, kwiaty, zwitki pieniędzy i…zwierzęta, głównie kury ale zdarzają się też owce i kozy. Niesamowity wręcz chaos panujący na zboczu krateru, poprzedzony całonocnym śpiewaniem mantr, gigantyczny bazar, z typowo azjatyckim klimatem, powstający na potrzeby ceremonii (jest popyt… jest i podaż), a to wszystko w zapierającym dech w piersiach wulkanicznym krajobrazie sprawią, że jest to święto, które na długo pozostanie mojej w pamięci.

Ceremoni na Bromo ciąg dalszy. fot. Marta Śliwińska
Chcesz skomentować? Zapraszamy tutaj.
Polub NAUKLOVE na FACEBOOKU – dzięki temu nie przegapisz żadnego naszego wpisu.
Zdjęcie w nagłówku: Sara Marlowe, Creative Commons