
Stosunkowo niedawno w sieci pojawiła się informacja o rzekomym końcu świata, który nastąpić ma pomiędzy 22, a 28 września 2015 roku. Opierając się na tych doniesieniach, w najlepszym przypadku pozostało nam zaledwie kilka dni życia. Zapewne po przeczytaniu powyższego nagłówka niejednemu z Was po plecach przeszły ciarki.
Sama informacja pochodzi bezpośrednio od profesora Roberta Walsh’a. Twierdzi on, że w kierunku Ziemi zmierza asteroida o średnicy 11 kilometrów. To, czy uderzy w naszą Planetę jest ponoć tylko kwestią czasu. Profesor radzi, by nie wierzyć oświadczeniom NASA i przygotować się na najgorsze.
Plotka, którą puścił Walsh w mgnieniu oka obiegła świat siejąc panikę w wielu miejscach na Ziemi. Sprawa zrobiła się na tyle głośna, że sama NASA, której brytyjski profesor radził nie słuchać, postanowiła wydać specjalne oświadczenie. Dowiadujemy się z niego, że wszystkie siejące panikę doniesienia, których autorem jest prof. Walsh są wyssane z palca i nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Komu powinniśmy zaufać – NASA czy profesorowi?
Już niejednokrotnie mogliśmy słuchać o rzekomo nadchodzącym końcu świata. Co roku na świecie znajduje się ktoś, kto prorokuje najgorsze. Jak dotąd żadna z przepowiedni się nie spełniła, chociaż niektóre z nich miały stosunkowo solidne podstawy. Zdecydowanie największy rozgłos zyskał koniec świata z roku 2012 przepowiedziany przez Majów.
Spójrzmy jednak na wszystko z perspektywy naukowej. Ziemia nieustannie, 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, monitorowana jest przez różnego rodzaju satelity. Część z nich ma za zadanie eksplorację Układu Słonecznego w poszukiwaniu ciał bedących na kursie kolidującym z naszą planetą. Naukowcy znają więc orbity większości z obecnych w naszej okolicy obiektów podobnych do asteroidy, którą w swej plotce umieścił Walsh. Co więcej według kosmologów żaden ze znanych nauce obiektów nie stanowi w tym momencie zagrożenia dla życia na Ziemi. Prawdopodobieństwo, że coś zostało przeoczone jest bardzo małe i tak naprawdę bardziej możliwe jest to, że wchłonie nas czarna dziura, niż to że zginiemy w ciągu najbliższych setek lat z powodu kolizji z ciałem niebieskim.
Być może Walsh skojarzył swoje proroctwo z nadchodzącym efektownym zaćmieniem Księżyca, które będziemy mogli obserwować już 28 września i stąd ta „nieprzypadkowa” data zagłady? Trudno powiedzieć, jednakże można mieć pewność, co do jednego – w naszej okolicy nie ma aktualnie żadnego ciała, które byłoby w stanie zagrozić życiu na Ziemi.
A gdyby jednak doszło do kolizji? Jakby ona wyglądała?
Kolizja z asteroidą o średnicy 11 km byłaby dla Ziemi tragiczna w skutkach. Ciało niebieskie o średnicy 10 km spowodowało przed milionami laty śmierć dinozaurów i zapoczątkowało okres królowania ssaków na naszej planecie. Gdyby doszło do zapowiadanej przez brytyjskiego profesora kolizji, życie jaki znamy zniknęłoby z powierzchni Ziemi. Nasza planeta zostałaby pokryta tonami pyłu, który uniemożliwiłby dostęp światła do powierzchni, przez co obumarłyby rośliny produkujące tlen. Z powodu braku tlenu wymarłyby te organizmy, którym udało się przetrwać gigantyczną eksplozję. Zwierzęta, którym udałoby się przetrwać najdłużej po jakimś czasie umaryby z głodu.
Na Ziemi w wyniku ciemności zapanowałaby druga epoka lodowcowa. Pyły stanowiące pozostałość po kolizji nieprędko opadłyby na powierzchnię. W ten sposób jedynie najsilniejsi mieszkańcy Ziemi mogliby przetrwać. A później? Ewolucja poczyniłaby swoje tworząc gatunki, które zastąpiłyby ludzi w ciągu kolejnych milionów lat.