
W połowie czerwca świat obiegła straszliwa wieść – „co najmniej do połowy lipca nocy nie będzie” – i wówczas większość zaczęła się zastanawiać, o co tak właściwie może chodzić. Przecież mamy już końcówkę czerwca, a po zachodzie Słońca (jak zawsze z resztą) robi się ciemno, więc w czym problem?
Okazuje się, że nawet pojęcie „normalnej nocy” ma konkretną definicję, która dokładnie doprecyzowuje, kiedy ciemność po zachodzie Słońca możemy nazwać mianem „nocy”. Istnieje, bowiem pojęcie nocy astronomicznej, a jej zaistnienie jest uzasadnione definicją, której fragment prezentuje się następująco: „noc astronomiczna to pora doby, podczas której Słońce znajduje się co najmniej 18° pod horyzontem”. Z powyższej definicji wynika, że by zaszło zjawisko nocy Słońce musi zajść na „głębokość” większą lub równą 18° poniżej linii horyzontu. Jeżeli takie warunki nie zostaną spełnione to o porze doby, którą zwiemy zazwyczaj nocą możemy mówić jedynie: zmierzch lub świt.
W ciągu najbliższych kilkudziesięciu dni Słońce będzie się znajdować bliżej horyzontu niż zwykle. W kulminacyjnym momencie swojego pobytu pod linią stanowiącą obserwowalną granicę pomiędzy niebem, a Ziemią znajduje się o wiele bliżej, niż przewidywalna do zaistnienia nocy granica. Ta odległość będzie się zmniejszać w miarę zbliżania się do dnia przesilenia letniego, kiedy dzień osiągnie największą długość w roku, a noc stanie się najkrótsza. Po przesileniu wspomniana wcześniej odległość będzie się znów zwiększać, aż znowu przekroczy 18° i wówczas ponownie będziemy mogli powiedzieć, że mamy do czynienia z nocą (astronomiczną).
W każdym razie – przynajmniej do połowy lipca w Polsce nocy nie ma mowy!
Zdjęcie tytułowe: John Lemieux, Creative commons